Nie jestem w stanie zrozumieć co wy ludziska widzicie w tym filmie. Proszę, wytłumaczcie mi
fenomen tego "dzieła", co czyni go takim wybitnym obrazem filmowym. Patrzę na oceny a tu 9,
nawet 10 u niektórych mistrzów, a w komentarzach prawie same "Ochy!" i "Achy!". Oglądnąłem, a
raczej wytrwałem do końca tej produkcji i jestem pełen podziwu, że jesteście w stanie wygrzebać
z niej jakieś głębsze sensy i mądre myśli. Czy tylko ja uważam, że to jest jeden wielki przerost
formy nad treścią? Charakterystyczny bardzo z resztą dla filmów Stalneya Kubricka.
Piszecie, że film jest za mądry dla ludzi karmionych papką hollywoodu. Przepraszam bardzo, gdzie tu
mądrość gdy reżyser karze wam się gapić tępo przez dobre kilka minut na przelatujący statek
kosmiczny, gdzie ta wasza mądrość? Zachwycacie się rosnącą trawą, albo schnącą farbą to
gratuluje, w moje gusta to raczej nie trafia. O scenie gdzie facet katapultował się bez hełmu w
KOSMOSIE do włazu i szybko zamknął drzwi to nawet nie będę się wysilał rozwodzić (to dopiero
sci-fi).
Rozumiem, że jak zagryziemy zęby na przydługawych ujęciach to można wczuć się w jakiś
tam klimat filmu. Rozumiem, że jak na tamte czasy to był przełom technologiczny w
kinematografii (ujęcia w kosmosie itp). Rozumiem, że fabuła porusza tematy egzystencjalne. Ale
czy naprawdę nie dało rady przekazać tego w sposób łatwiejszy do strawienia, nie powodujący,
że widz przysypia bądź wyrywa sobie włosy czekając na dalszy rozwój akcji? Ludziom którym się
podobało zakończenie gratuluje niesamowitej wyobraźni w zrozumieniu co autor miał na myśli,
bo ja czuje się jakby ktoś rzucił we mnie błotem i krzyknął "Interpretuj sztukę!".
Przerost formy nad treścią charakterystyczny dla filmów Kubricka? Które tytuły masz na myśli?
Wszystkie 6 ostatnich filmów :)
Jeśli się przyjrzysz to zobaczysz, że do Odysei Kubrick tworzył normalne scenariusze, z sensownymi dialogami i postaciami z krwi i kości, aż w końcu zrozumiał, że ludzie przede wszystkim kochają niedopowiedzenia.
Ujęcia były piękne a przez to że były długie można było je oglądać jak obrazy w muzeum. Zresztą mimo braku akcji wcale nie był nudny, oglądając film caly czas miałam poczucie niepokoju. Bardzo lubię część z HALem. Wzruszająca
Też nie rozumiem na jakiej zasadzie przypięto temu filmowi łatkę "arcydzieła".
W zasadzie są to 2 filmy w jednym.
Jeden to nowelka o buncie komputera na statku kosmicznym.
To nawet ujdzie i jest spoko.
Drugi film to taka nadęta historyjka o czarnych sześcianach zostawionych przez cywilizację wysoko rozwiniętą,
która jednak nie osiągnęła "najwyżej fazy rozwoju"
To jest zupełnie bez sensu i dno.
Film zrozumiałem dopiero po przeczytaniu książki. Jest to ciężkie, i ambitne kino. Trzeba uruchomić wyobraźnię, wczućsię w klimat. W innym wypadku, szybko się zniechęcisz. To nie jest rodzaj filmu, który możesz obejrzeć w każdej chili, z popcornem i browarkiem.....
Racja to film z serii: obejrzę bo nie mam co robić a nie żadne arcydzieło. Już bardziej mi się podobał 2010. Jestem właśnie po kolejnym obejrzeniu i nadal nie rozumiem końcówki. (po przeczytaniu książki też) To pewnie jest to "ambitne SF" ciężkie ,nudne i powodujące że człowiek się dużej zastanawia nad "dziełem" niż poświęcił mu czasu. Czytałem o "wpadaniu w trans" przy niektórych ujęciach. Coś w tym jest, bo nie ma możliwości obejrzenia go w nocy.(sen przychodzi nagle) A porównywanie go do "Gwiezdnych Wojen" bez sensu. Ludzie przecież to dwa różne filmy! To jakby porównywać " Łowcę androidów" do "Terminatora". Też sf, niby ta sama tematyka. Ale na jednym człowiek przysypia, a na drugim nie może usiedzieć z napięcia.
Na filmie Łowca Androidów przysypiasz? heheh , to co ty robiłeś jak oglądałeś Odyseje ??????????
Kamień milowy kinematografii i najlepsze sci-fi od czasów Metropolis. Czułem przepływające przeze mnie fluidy!
Powiem tylko tyle: "lądowanie pierwszego człowieka na Księżycu 21 lipca 1969". Film był wizją kosmosu sprzed jego eksploracji. NASA po dzień dziś korzysta z wizji autora powieści i otwarcie o tym mówią. Czego chcieć więcej?
Bo to jest przerost formy nad treścią. To jest film, przyznaję bez bicia, nawet ciekawy, ale tylko na jeden raz. Główny motyw melodyjkowy przeszedł do historii i nawet Mel Brooks wykorzystał go do swojej "Historii świata", ale to chyba tyle. O ile wiem, "Planeta małp" też była z tego samego roku 1968 i też sci-fi, ale jest o wiele lepsza.
Włącz sobie pit bull nowe porządki i racz się tym przeterminowaym kinem amerykańskim w polskim wydamiu na żenującym poziomie. Filmu tego pokroju nigdy nie zrozumiesz, więc nie wychodź człowieku z motyką na księżyc.
Mam dokladnie takie same odczucia, nie ocenilem tego filmu poniewaz dalbym murowana 'jedynka' - znawca nie jestem wiec nie bede zanizal sredniej tego arcydziela. Kiedys moze fenomen ale na dzisiajsze czasy nie da sie tego ogladac, ja nie wytrwalem do konca. Scena z malpami to doslownie nieporozumienie, ale oczywiscie znawcy bede doszukiwac sie jakiejs glebi, czy przekazu. Nudy i flaki z olejem.
Zaczynając od końca: ta scena z wyskakiwaniem w kosmos bez hełmu jest akurat realistyczna. Testy przeprowadzone przez ruskich na więźniach pokazały, że człowiek jest w stanie przeżyć w próżni około minuty. Bobater filmu spędza w otwartym kosmosie raptem kilka sekund, może kilkanaście doliczając czas napełnienia się śluzy.
Natomiast film jest wybitny z wielu powodów, zaczynając od miej istotnych:
- ogromna plastyczna ładność filmu,
- poziom efektów specjalnych przebił chyba wszystko, co wówczas (1968) stworzono,
- dbałość o szczegóły - można np. zauważyć, że korytarze stacji orbitalnej nie biegną prosto, ale stanowią wycinek torusa, zaginając się w górę (w kontynuacji filmu nikt już takim szczegółami głowy sobie nie zawracał),
- spójność i rozmach wizji - technika przyszłości wygląda jak z innej rzeczywistości, np: konsekwentnie stosowane monitory portretowe oraz pojawiające się w jednej ze scen tablety (przypomną 1968), do drugiej części wrzucili po prostu PC-ty z lat 80-tych z klawiaturami z lat 80-tych,
- fizyczna wiarygodność - tu nie ma np. dźwięków w próżni, "wizgających" statków kosmicznych itp,
- logiczny scenariusz, wiarygodni bohaterowie,
- poetyckość i metafizyka filmu - monolit jako symbol naszych dążeń do... no właśnie, naszych dążeń w ogólności,
- szkatułkowa konstrukcja opowieści - obcy/monolit katalizują rozwój naszego gatunku, my konstruujemy sztuczną inteligencję statku, tak my jak i ona dążymy do wyzwolenia się i przekroczenia własnych ograniczeń.
Chyba w żadnym wcześniejszym filmie SF nie dało się znaleźć wszystkich tych elementów na raz i chyba w żadnym późniejszym wszystkie one też się nie pojawiły.
Film nudny beznadzieja lepszy od tabletek nasennych nie rozumiem jak można to nazywać arcydziełem chyba w kwesti nudzenia się przed ekranem.
Skaczą małpy, komputer na statku się obraża
Migające światełka w jakimś tunelu czasoprzestrzennym, dziecko w bańce, koniec filmu. W dodatku muzyka z jakimś wyciem w tle co niby miała zbudować jakieś napięcie?? Ledwo wytrwałem do końca tego arcydzieła. Film nie ma żadnej logicznej fabuły ni formy do zrozumienia. Każdy może go interpretować na swój sposób. Niech mi nikt tutaj nie mówi, że tem film coś sobą przedstawia i ma jaki kolwiek sens no chyba że sami go sobie wymyślimy.
Dobrze, zatem mała podpowiedź:
- Co symbolizuje dziecko "w bańce" pod koniec filmu i czym jest ta "bańka" oraz dlaczego pojawia się w przebitce na ujęcie naszej planety.
- Później możesz się zastanowić, co wyraża wcześniejsza scena człowieka umierającego przed monolitem w habitacie stworzonym przez obcych.
To zasadniczo klucz do całego filmu.
A komputer na statku się nie obraził, nie bardziej niż np. Adam z Ewą w Raju :)
Będę gorąco zobowiązana za rozwinięcie tematu dziecka w bańce oraz śmierci w, hmm, owym jak to pieknie ujęłaś, habitatcie :-) Ja niestety nie zrozumiałam przesłania. Moja ocena głównie odnosi się do nowatorskich wizji przyszłości (rozmowa telefoniczna z użyciem ekranu podczas gdy my tu w Polsce w tym czasie ledwie parę telewizorów mieliśmy), scenografii (detaliczne szczegóły statku kosmicznego uwzględniające nawet krzywizny konstrukcji) oraz chyba sentymentu do reżysera. Gdyby nie to, to również poczęstowałabym film 4ką lub 5ką. Ale być może Twoja podpowiedź pomoże mi zrozumieć, co autor miał na myśli :-)
Tu nie tylko o proznie chodzi, ale tez o cisnienie i zero absolutne. Natomiast pare sekund prawdopodobnie da sie przezyc.
Czesc, mam to samo zdanie co Ty. to jest jeden z najgorszych filmow jakie w zyciu widzialem, a ogladam sporo:
1. Zero akcji, zero rozwazan filozoficznych
2. Zero dialogow, emocji (tak tak tlumaczcie sobie eksperci, ze tak mialo byc)
3. Muzyka nieadekwatna, na sile wymuszajaca jakies napiecie, "ruch"
4. Brak jakiejkolwiek logiki i oczywiscie jak we wszystkich wydmuszkach, mozna interpretowac sobie jak sie chce i co sie chce bo tak naprawde jest wielka pustka.
Z tym filmem jest tak samo jak z "Dolce Vita". Jeden debil napompowal do olbrzymich rozmiarow wrazenie i zrobil otoczke czegos wspanialego, a reszta owiec przyklasnela i zaczela miedzy soba wychwalac oraz nakrecac sie.
Interstellar super, Blade Runner to samo, Antonioni tez ok, Pomarancza wspaniala ale "Odyseja" to syf jakich malo.
Jedynie brawa mozna bic za efekty (film z 1968) oraz piekne kolorki ktore otrzymali dzieki kreceniu na slajdach Ektachrome zapewne - nie sprawdzalem, jestem chwile po ogladaniu.
Ty za to zatrybiles jak reszta bezmozgich owiec. Co ubzdurales sobie, ze znalazles, egzystencjalizm? Ludzie cierpienie? Brak mozliwosci porozumienia z obca cywilizacja ktora nas nie chce? Marnosc ludzkiego zycia i ogrom kosmosu? Czekam na belkot o czyms czego nie ma w filmie.
Kocham internet, bo kazdy debil moze zawsze pokazac swoja pseudo wiedze i wywyzszyc sie bez ryzyka, ze bedzie zmieszany z blotem w logicznej dyskusji przy kawie.
Och ah von Trier, och ah Kubrick oj oj oj Herzog a Haneke mmmm Fellini to bog, kocham!!! Jacy oni wspaniali wszyscy, wszystko piekne i nietykalne!
Nie zesraj sie chlopie i bij piane dalej jakie to arcydzielo i film totalny :)
ja nie napisałem ,że zrozumiałem , ale to jest dobry film , a ci reżyserzy których wymieniłes , są faktycznie znakomici....znasz sie.....a że nie trybisz.... to nie twoja wina
I nie przyszlo Ci do glowy, ze skoro wieeeelu cholernie inteligentnych ludzi oraz swietnych krytykow filmowych widzi w tym filmie arcydzielo to moze istnieje jakis wymiar tego filmu, ktorego nie ogarniasz? Wyzywac od owiec jest rownie latwo ;)
Film to specyficzne medium i moze komunikowac sie z widzem w rozny sposob. To, ze ty potrzebujesz akcji w filmie nie oznacza, ze wszyscy tego potrzebuja. Wyluzuj, bo przypomina to histeryczne kopanie. Nie podoba sie to trudno, nie musi kazdemu, ale nie obrazaj ludzi, do ktorych ten film przemawia.
"Wielu krytykow" to zaden wyznacznik, bo zawsze jeden rabin powie tak, a drugi nie, a negatywnych opinii nikt nie lubi czytac czy sluchac.
Popelniasz podstawowy blad w postrzeganiu - sztuka ma przemawiac sama za siebie, a nie poprzez peany na jej temat czy szokowanie lub dorabianie ideologii ktorej nie ma.
Slowacki poeta wielkim byl prawda? Gombrowicz to byl dopiero gosc a Odyseja to marne gowno na 3-4/10
P.S Odpowiedziales na wpis z przed 2 lat :)Pozdro
Zgadzam się. Ten film jest tak słaby jak ten statek kosmiczny z papieru wyglądający jak podświetlony lampką nocną. Moze jak na tamte czasy to było coś niezwykłego. Widać ze ten Kubrick mial coś nie tak z głową bo podniecił sie tak własnymi efektami specjalnymi że ujęcia owego stateczku z papieru i innych pierdół trwają po kilka minut. Moze fanatyków Kubricka to wciąga ale ja przysnąlem na jakis czas, a gdy sie ocknąłem ten papierowy Discovery podswietlony jakąś gównianą (pewnie jak na tamte czasy wypasioną lampeczką) nadal leciał... masssakra... dluzylo sie to wszystko jak flaki z olejem, ale wy fanboje i tak powiecie ze to arcydzieło, film przełomowy. W tym filmie jest tylko jedna dobra rzecz, dający do myslenia wątek ze sztuczną inteligencją. Reszta to lipa. Śmieszą mnie te fanowskie interpretacje na temat monolitu i rozkminy zakończenia. Kubrick poszedł na łatwizne i jak zwykle wymyślił jakies na maksa niedopowiedziane gówno, a wy sie podniecacie i dorabiacie miliony teorii nie mających żadnego pokrycia. Tak to można filmy kręcic! Pod względem tego że do tego da się nawet najbardziej pojechaną teorie i interpretacje wymyśleć to rzeczywiscie arcydzielo, ale ja tego nie kupuje. Gdyby nie wydana po filmie ksiażka Clarka to ten film samodzielnie bylby gniotem na ocene max 2.
Co do tego filmu to wolę Interstellar. Ja zakończenie wiążę również z tym co było jednym z wątków w zakończeniu Interstellar, czyli wpadnięciu do czarnej dziury. Nie chodzi mi oto, że w odysei tez wpadł do czarnej dziury bo nie wiadomo czy w coś w ogóle wpadł, ale tutaj opisując nieskończoność, to o to samo chodziło. Czyli, że czas i przestrzeń nie maja znaczenia, tyle jak dla mnie chciał autor powiedzieć na koniec. Porównując właśnie do interstellaru to tam było konkretnie, podparte wiedzą naukową i ładnie i bez zbędnego przeciągania, a cały film miał trochę głębsze przesłanie. Wracając do odysei i do monolitu, on również porusza się po za czasem i przestrzenią, czym on jest, może być wszystkim, ale to akurat nie jest istotne tylko raczej bardzo uniwersalne.
Do tego potrzeba mózgu. Żeby docenić boscha czy starowiejskiego musisz posiadać cos takiego jak inteligencje. Żeby docenić filmy trudne , niebagatelne musisz posiadać inteligencję wyższą od statystycznego słuchacza disco-polo. Jedni ludzie muszą oglądać avengersow i czytać tylko komiksy i telegazete przy Martyniuku w słuchawkach a inni delektuja sie wielogatunkowa i wielowymiarowa sztuka. Nie nauczysz psa jedzenia widelcem a nawet jesli nauczysz to nie będzie wiedział dlaczego to robi. Kluczem jest slowo myśl i kek zrozumienie. Wnioskuje z komentarza ,ze ma Pan nisko rozwinieta inteligencje odpowiadajaca za rozumienie, interpretowanie i poprostu zabawe sztuka.
Pewnie gdy piszesz takie komentarze to sie dowartościowujesz i z wrażenia spuszczasz sie w gacie. Zmartwie cię bo ktoś tu ma jakiś kompleks. Co do twojej wypowiedzi - czasem gusta czlowieka inteligentnego mogą być tożsame z gustami półgłówka. To że potrzaba inteligencji do zrozumienia jakiejś sztuki to nie znaczy ze jest ona dobra.
Polecam wszystkim malkontentom poznanie źródeł scenariusza. A szczególnie A.C.Clarke'a.
Ja również. Tak nudnego, mdłego , bezpłciowego, anemicznego itp. itd. filmu w życiu nie widziałem. Film ma mieć to coś, ma mieć przede wszystkim akcje, jakąś historię, motyw, a tu? Dno po prostu. Strata czasu i nie wiem, czym się tak podniecać.
A co tu tłumaczyć? Dając ocenę 3 tylko się ośmieszyłeś. Skoro nic z tego filmu nie zrozumiałeś, nic nie wyniosłeś i czekałeś tylko aż się skończy, to nie bierz się za poważne kino. Może "Gumisie" będą na Twoim poziomie.
STO na STO, czyli 100 filmów na 100-lecie kina .
Miejsce 49 . https://pl.wikipedia.org/wiki/Sto_na_sto,_czyli_sto_film%C3%B3w_na_stulecie_kina
Film ten z pewnością zasługuje na wysokie miejsca w rankingach. Szkoda że na filmwebie jest dopiero na 209 miejscu, a wiele słabszych filmów jest dużo wyżej.
Ta lista, 100 na 100 też nie jest doskonała.
Tym niemniej to po prostu wciąż świetny punkt odniesienia, bo nietuzinkowa, acz niepozbawiona oczywistych błędów.
Nie ma ani jednego
- filmu animowanego (nominalnie powinna być "Królewna Śnieżka i 7 krasnoludków" Walta Disneya, ewentualnie "Podróże Guliwera" Fleischera)
- filmu erotycznego (np. "Emmanuelle" z Sylvią Kristel)
- westernu ("W samo południe", "Rio Bravo", "Siedmiu wspaniałych" bądź "Poszukiwacze")
- komedii romantycznej (np. "Ich noce")
To po prostu dziwne.
Klucz autorski też tu się nie sprawdza, można było pokusić się o większą różnorodność, jest np. dużo Bergmanów, Bunuelów, Tarkowskich...
a nie ma ani jednego filmu Franka Capry , Freda Zinnemanna , Williama Wylera , Satyajita Raya , Elii Kazana , Stevena Spielberga , Costy Gavrasa , Milosza Formana , Alana Parkera , Olivera Stone'a, Satyajita Raya, Yasujiro Ozu...
- trochę to dziwne.
No i nie ma tytułów, których rezonans był bezwzględny dla kina i sztuki w ogóle:
"Casablanka" Michaela Curtiza ,
"Dyktator" Chaplina ,
"To wspaniałe życie" Franka Capry
"Lecą żurawie" Kałatazowa ,
"Do utraty tchu" Godarda
"I Bóg stworzył kobietę" Rogera Vadima
"Noc amerykańska" Truffauta
"Śniadanie u Tiffany'ego" Blake'a Edwardsa
"Zabić drozda" Roberta Mulligana
"Lawrence z Arabii" Davida Leana
"Bitwa o Algier" Gillo Pontecorvo
"Z" Costy Gavrasa
"Czyż nie dobija się koni?" Sydneya Pollacka
"Lot nad kukułczym gniazdem" Milosza Formana
"Sprawa Kramerów" Roberta Bentona
"Moskwa nie wierzy łzom" Menszowa
"Grobowiec świetlików" Isao Takahaty
"Milczenie owiec" Jonathana Demme
...
Tym niemniej te 100 na 100 - to wciąż i tak bogaty punkt odniesienia.